
Dla odmiany trochę górskich klimatów.
Tym razem Czechy. Czeskie Karkonosze są dość popularnym rejonem wśród polskich turystów z oczywistego powodu – to strefa przygraniczna i łatwo się tam dostać. Aby dotrzeć do Harrachova, miasteczka będącego jedną z baz wypadowych w czeskie Karkonosze, odległego o 4 km od polskiej granicy, nie potrzebujemy nawet samochodu: dowiezie nas tam i przywiezie kolejka wąskotorowa ze Szklarskiej Poręby Górnej.



Harrachov to popularna baza noclegowa o statusie górskiego uzdrowiska. Znany jest z mamuciej skoczni, muzeum górnictwa, huty szkła i browaru. Przede wszystkim jednak miasto i okolica kojarzone są jako stacja narciarska i zdecydowanie najbardziej tłoczno jest tam zimą.


Ale jeśli ktoś woli letnie wędrówki i atrakcje typowo górskie i przyrodnicze, też nie będzie się w Harrachovie nudzić, nawet jeśli nie przepada za muzeami.
Mam dla Was propozycję przyjemnego górskiego spaceru. Wybierzmy się szlakiem nad potokiem Mumlawa do wodospadu. A właściwie do wodospadów – bo po drodze do głównego spiętrzenia mijać będziemy kilka malowniczych i całkiem sporych kaskad.
Prowadzi tam żółty szlak z obrzeży Harrachova. Choć to teren rezerwatu, wejście jest bezpłatne.
Odległość do wodospadu od granicy miasteczka to ok. 1,5 km, idzie się łatwym szlakiem, delikatnie prowadzącym w górę, z trochę większym podejściem pod samym progiem Mumlawy.


Spacer zaczynamy na obrzeżach Harrachova, przy Muzeum Górnictwa. Nie sposób tego miejsca nie zauważyć, gdyż budynek muzeum tworzy charakterystyczną bramę nad szlakiem. Dodatkowo wskazuje na niego wagonik kolejki górniczej ustawiony obok drogi.



Muzeum Górnictwa znajduje się w tej samej części miasteczka, gdzie zbudowano słynną skocznię mamucią i centrum sportowe. Tych obiektów na pewno nie da się przeoczyć i warto je po drodze obejrzeć.


Po minięciu Muzeum Górnictwa trafimy na rozwidlenie szlaków. Jedna ścieżka odchodzi w lewo na mostek, druga prowadzi na wprost. Obydwiema drogami dojdziemy do wodospadu, ale trasa odchodząca w lewo jest dłuższa i prowadzi dalej od rzeki, lepiej więc idąc do wodospadu wybrać szlak po południowej (czyli patrząc w górę potoku, po prawej) stronie Mumlawy. Tym drugim ewentualnie można wrócić, jeśli ma się jeszcze ochotę na dłuższe poszwendanie się po lesie.
Amatorom fotografii pejzażowej polecam jednak to miejsce jako pierwszy foto-point. Warto podejść do mostku i pokręcić się po okolicy, bo trafimy tam na bardzo urokliwe miejsca.



Gdy już nasycimy się pierwszym kontaktem z Mumlawą, wracamy do rozwidlenia szlaków , mijamy je i wędrujemy wzdłuż potoku w kierunku głównego wodospadu. Po drodze zapewne nie raz zdarzy się Wam skok w bok nad potok, bo trudno nie popatrzeć z bliska na takie widoczki. Mnie ściągało tam nad wodę co kilkaset metrów.😉🙂



To zastrzeżenie o głównym wodospadzie jest tu dość istotne. Bowiem po drodze zobaczymy całą kolekcję mniejszych i większych kaskad. Wprawdzie w tzw. literaturze turystycznej pojawia się informacja o jednym wodospadzie, ale tak naprawdę Mumlawa tworzy tu cały ciąg malowniczych stopni i pięter wodnych.





Po około pół godzinie wyłania się zasadniczy cel spaceru: mostek nad potokiem, a za nim główny wodospad. Od chwili, gdy go ujrzymy po raz pierwszy, będzie jeszcze chować się za drzewami, by wreszcie, po około kwadransie wędrówki pokazać się w całości.



W tym miejscu czeka nas troszkę wysiłku. O ile bowiem większość szlaku prowadzi po prawie płaskim terenie, to ostatnie kilkanaście minut to nieco ostrzejsze podejście pod próg wodospadu.


Wkrótce jednak, za zakrętem szlaku, dochodzimy do mostku i nagrodą za niewielki wysiłek jest widok głównego wodospadu w pełnej okazałości. Wspomniany wyżej mostek znajduje się dokładnie na wprost kaskady, co zapewnia widok panoramiczny na całe otoczenie we wszystkich kierunkach.





Po drugiej stronie potoku zmęczeni, spragnieni i głodni znajdą też bufety górskie, czynne niestety tylko do 17.00 (w tym toalety, oczywiście płatne, oczywiście gotówką i oczywiście zamykane równocześnie z jadłodajniami). Warto uwzględnić te ograniczenia przy planowaniu trasy.🙂
Mumlavska Bouda, pełniąca funkcję leśniczówki pamięta czasy hrabiego Harracha, który nakazał jej wybudowanie w roku 1879. To właśnie tu hrabia organizował uczty podczas polowań. Obecnie w obiekcie funkcjonuje restauracja. Nieopodal znajduje się kolejny bufet – „U Lisaka”, gdzie można spróbować też specjałów czeskiej kuchni.



Dojście z Harrachova do głównego wodospadu zajmuje ok. 45 minut. Oczywiście należy to traktować orientacyjnie, podaję według informacji na tabliczkach i średniego czasu naszej ekipy klubowej.
Mnie z powodu licznych postojów fotograficznych nad potokiem przy kolejnych kaskadach zajęło to sporo ponad godzinę.😉 Toteż pasjonatom fotografii górskiej i przyrodniczej sugeruję uwzględnić odpowiednią rezerwę czasową. 😉😃

Na koniec trochę cyferek i statystyki.
Mumlavský vodopád jest jednym z największych wodospadów czeskich. W wielu opisach można spotkać się ze stwierdzeniem, że nawet największy.
To kwestia spojrzenia i wzięcia pod uwagę różnych parametrów. Jeśli porównamy go z naszą Wielką Siklawą w Tatrach możemy stwierdzić, że jest wręcz niewielki.
Wodospad Mumlawy ma bowiem „tylko” 10 metrów wysokości. Ale za to jest dość szeroki.
Ważny jest też przepływ wody. I w tej kwestii może być nawet porównywalny z Siklawą, która w miesiącach letnich ledwie ciurka po skałach.
W przypadku wodospadu Mumlawy średni przepływ wody to 750 litrów na sekundę, a to już sytuuje go na wysokiej pozycji w tej konkurencji.


Na zakończenie spaceru warto pokręcić się jeszcze trochę po Harrachovie, bo to całkiem ładne miasteczko. W samym centrum zaskoczy nas nawet element warszawski. 🙂 To pensjonat i restauracja „Varšavjanka”. Co ciekawe – to jeden z najstarszych w Harrachovie, powstał na przełomie XIX i XX wieku jako hotel Erlebach. 🙂 Nie korzystaliśmy, więc nie możemy się wypowiedzieć na temat jakości, ale ponoć sympatyczna obsługa, fajny właściciel i smaczne jedzenie (jest mały mankament, pokoje są bez łazienek).
Gdybyście nie zdążyli skorzystać z bufetu nad wodospadem, to w Harrachovie przy głównej ulicy bez trudu, nawet w późniejszym godzinach, znajdziecie otwarte restauracje, także te urządzone w stylistyce góralskiej.



W samym centrum zaskoczy nas nawet element warszawski. 🙂
To pensjonat i restauracja „Varšavjanka”. To jeden z najstarszych w Harrachovie, powstał na przełomie XIX i XX wieku jako Hotel Erlebach. Nie udało mi się jeszcze ustalić, kto, kiedy i dlaczego dokonał zmiany nazwy.
Nie korzystaliśmy, więc nie możemy się wypowiedzieć na temat jakości, ale ponoć jest tu sympatyczna obsługa, fajny właściciel i smaczne jedzenie (jeden mały mankament: pokoje są bez łazienek).

Podoba Ci się ten artykuł? Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz ślad Twojej wizyty w postaci komentarza lub polubienia i zostaniesz stałym czytelnikiem tego bloga.
Możesz także zasubskrybować bloga i otrzymywać bezpośrednio na swoją skrzynkę pocztową informacje o nowych artykułach oraz o terminach spacerów historycznych i przyrodniczych, rajdów i wycieczek Klubu Globtrotera.


