Rodzina Emila Wedla. Emil – pierwszy z lewej na zdjęciu.
Wedlowie pojawili się w Warszawie pod koniec XIX wieku. Protoplastą rodu był Karol Wedel, który przybył nad Wisłę z Niemiec, już jako doświadczony cukiernik. Tu wszedł w spółkę z Karolem Grohnertem, prowadzącym cukiernię przy ul. Piwnej 12. Zanim jednak mieszkańcy Warszawy mogli podzielić się tabliczką czekolady, najpierw smakowali ją w formie płynnej, a jeszcze wcześniej zachwycali się smakiem karmelków śmietankowych, reklamowanych jako wyrób o właściwościach… leczniczych: ” wyborny środek leczący i łagodzący wszelkie cierpienia piersiowe, nader skuteczny na słabości te w miesiącach wiosennych”.
Karol Wedel, założyciel firmy cukierniczej i
Firma rozwijała się i przynosiła coraz większe profity, toteż zmieniała lokalizacje na coraz większe i bardziej prestiżowe. W 1869 r . Karol Wedel nabył kamienicę przy ul. Szpitalnej, która stała się nie tylko miejscem zamieszkania rodziny. Tu zlokalizowano także fabrykę. Zaś na parterze usytuowano sklep i słynną pijalnię czekolady, które istnieją do dziś. Kamienicę tę, wraz z firmą cukierniczą, Karol przekazał swemu synowi, Emilowi, w prezencie ślubnym. Sam zaś zajął… uprawą bratków. Nasi współcześni seniorzy też chętnie na emeryturze spędzają czas na działeczkach i w ogródkach, więc nie ma co się dziwić panu Karolowi.😉 W jego przypadku nie było to jednak tylko hobby, ale regularne przedsiębiorstwo ogrodnicze, a wspomniane wyżej bratki zdobywały nagrody na wystawach ogrodniczych.
Kamienica Wedlów przy ulicy Szpitalnej w latach trzydziestych XX
Firmą cukierniczą, po odbyciu kilkuletnich praktyk zagranicznych, zajął się syn Karola, Emil Albert Wedel i to on rozwinął ją i doprowadził do niebywałego sukcesu, kojarzonego z jego osobą. W 1861 r. umieścił na szyldach swoje imię, a kilka lat później faksymile jego podpisu pojawiło się na tabliczkach produkowanej w fabryce czekolady. Nie był to tylko chwyt reklamowy, czy fanaberia, ale zabieg chroniący prawa firmy. Wyroby wedlowskie stały się bowiem tak popularne, że na rynku pojawiło się wiele podróbek. Początkowo Emil Wedel ów kultowy podpis składał osobiście na każdej tabliczce czekolady. Po śmierci Emila firmę przejęła żona, Eleonora, a po niej syn – Jan Józef.
Rodzina Wedlów zapisała się w historii Warszawy wyjątkowo pozytywnie. Byli to przedsiębiorcy z grona tych, którzy nie tylko potrafili prowadzić biznes, ale ten biznes miał ludzką twarz. Jako pracodawcy byli bardzo wymagający, ale dbali o swych pracowników, niemal jak o rodzinę.
Jan Józef Wedel
Szczególnie zasłużył się w tej dziedzinie Jan Wedel, ostatni właściciel firmy. Na zdjęciach widać żłobek i przedszkole, które działały przy fabryce. Nie raz zdarzało się, że Jan Wedel jadał śniadanie z dziećmi pracowników.
Na swojej prywatnej działce w Świdrze otworzył ośrodek wczasowy dla pracowników, gdzie ok. 40 osób mogło w weekendy wypoczywać. Poza wynagrodzeniem z okazji świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy wręczał zatrudnionym dodatkową tygodniówkę i paczkę słodyczy. Pracownicy mieli dostęp do gabinetów lekarskich i dentystycznych. Wedel zbudował również dla nich łaźnię. W zakładzie była także stołówka serwująca tanie dwudaniowe obiady.
Doceniano także sport i rekreację, nie tylko „dla zdrowotności”, ale też jako działania konsolidujące zespół pracowników. Na powyższym zdjęciu możemy podziwiać cyklistów z założonego przy współudziale Jana Wedla Klubu Sportowego Rywal. Te tradycje sportowe firma kontynuuje także w naszych czasach.
Jan Wedel znany był również z nowatorskich pomysłów reklamowych. Reklamy i szyldy sklepów firmowych widać było prawie na każdym z dworców. Po ulicach Warszawy i drogach Polski jeździły samochody Renault i Fiata ze znanym wszystkim logo. Firmowy samolot RWD-13 transportował wedlowskie słodkości z Warszawy nawet aż do Paryża. Temu samolotowi należy się nieco więcej uwagi. Na spodzie kadłuba widniał napis E. Wedel i oczywiście obowiązkowo ówczesny znak firmowy – chłopiec z tabliczek czekolady. Widoczny skrót SP-WDL przez amatorów słodkości niewtajemniczonych w arkana lotnictwa był rozszyfrowywany jako: Siły Powietrzne Wedla. 😉 Jednak w międzynarodowym lotniczym alfabecie ICAO powyższy skrót w rozwinięciu brzmiał: Sierra Papa Whisky Delta Lima. Przy czym SP to do dziś symbol wszystkich statków powietrznych zarejestrowanych w Polsce. Na początku II wojny światowej z SP-WDL korzystali oficerowie łącznikowi z rozkazami i meldunkami. Loty odbywały się nierzadko pod ostrzałem artylerii niemieckiej. Później samolot, z zamaskowanymi znakami firmowymi, został ewakuowany do Rumunii, gdzie był używany do transportu sanitarnego. I tam, gdzieś na terenie Rumunii, ślad po nim zaginął. Kilkanaście lat temu we współpracy z firmą Cadbury Wedel powstała replika tego samolotu, nieco różniąca się od oryginału. Opracowana została przez Andrzeja Doroszewicza z Gdańska, w konsultacji z inżynierami lotniczymi – Jerzym Cisowskim i Jerzym Krawczykiem. Podczas Nocy Muzeów 18 maja 2013 roku replika samolotu stanęła na placu przed Fabryką przy ul. Zamojskiego.
Replika samolotu firmowego Wedla. Foto Liliana Kołłątaj
Chłopiec na zebrze pojawił się także w neonie nad kamienicą przy ulicy Szpitalnej, istniejącym do dziś. Neony były wówczas jedną z najbardziej nowatorskich, ale także najdroższych form reklamy. Zarówno instalacja jak koszt utrzymania były bardzo kosztowne. Drugi neon zamontowano na fabryce na Kamionku, którą wybudował Jan Wedel w latach trzydziestych XX wieku i do której przeniósł całą produkcję. W tej lokalizacji „Wedel” istnieje i produkuje do dziś, choć nie są to dokładnie te same budynki, gdyż większość została zniszczona, częściowo podczas bombardowań Warszawy w sierpniu 1944 r., częściowo w efekcie wysadzenia budynków w powietrze. Wszystkie maszyny, urządzenia, surowce zostały z fabryki wywiezione przez Niemców. Gdy już mowa o czasach okupacji niemieckiej nie sposób nie wspomnieć o działaniach w fabryce w tym czasie. We wrześniu 1939 roku Jan Wedel kazał otworzyć magazyny swych zakładów dla ludności Warszawy. Pomagał najuboższym, oferując ciepłe posiłki w stołówce praskiej fabryki. W fabryce przygotowywano też paczki żywnościowe dla inteligencji warszawskiej. Podczas bombardowań elektrownia wedlowska zasilała sporą część Pragi, a w fabryce stacjonowało Wojsko Polskie. W latach 1940-1944 fabryka pracowała na potrzeby okupanta niemieckiego. Jan Wedel potajemnie organizował wypiek pieczywa dla głodujących mieszkańców stolicy. Część produkcji czekolady sprzedawano poza systemem kartkowym. A taka tabliczka słodyczy mogła uratować życie, gdyż niemieccy żołnierze chętnie przyjmowali łapówki w tej postaci. Wedel wyciągał pracowników z obozów koncentracyjnych, jako fachowców niezbędnych do produkcji, załatwiał im karty pracy w Arbeitsamcie, co chroniło ich przed ponowną wywózką. W czasie wojny Wedel dawał pracę niemal 900 osobom. Z fabryki wysyłano paczki do obozów jenieckich. W przyfabrycznym przedszkolu potajemnie prowadzona była też szkoła. W pierwszych latach powojennych Jan Wedel powrócił do swej fabryki, gdzie łaskawie nowa władza zatrudniła go jako doradcę. Pomagał w uruchamianiu kolejnych urządzeń i działów, w odbudowie zrujnowanych hal fabrycznych. Nie trwało to długo. Po kilku miesiącach Wedlowi zabroniono wstępu do fabryki i wywłaszczono z wszelkich posiadanych nieruchomości, wyrzucono go nawet z domu w Konstancinie. Ostatnie lata życia Wedel ze swą oficjalnie już poślubioną małżonką, Michaliną Czarnecką, przeżył mieszkając u dozorcy swej dawnej kamienicy przy ulicy Szpitalnej. Przyjeżdżał czasem nad Jeziorko Kamionkowskie, siadał na ławeczce i patrzył na swą ukochaną fabrykę.
Zakłady Wedla na Pradze w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku.
Kamienica Wedla współcześnie. Na szczycie charakterystyczny neon – logo firmy. Foto: archiwum Wikipedii
Fotografie archiwalne zaczerpnięto z archiwum internetowego.
Podoba Ci się ten artykuł? Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz ślad Twojej wizyty w postaci komentarza lub polubienia i zostaniesz stałym czytelnikiem tego bloga.
Możesz także zasubskrybować bloga i otrzymywać bezpośrednio na swoją skrzynkę pocztową informacje o nowych artykułach oraz o terminach spacerów historycznych i przyrodniczych, rajdów i wycieczek Klubu Globtrotera.
Ciekawostki, nie o wszystkich wiedziałam! Dxiękuję!
Wysłano z Samsung w Plus
Wysłano z programu Outlook dla systemu Androidhttps://aka.ms/AAb9ysg
PolubieniePolubienie