DUBICZE CERKIEWNE
Podlasie to bogactwo wrażeń i niewyczerpane źródło tematów dla amatorów fotografii. Prawie w każdej wiosce znaleźć można coś ciekawego i oryginalnego. Nawet w takich, które na pierwszy rzut oka wydają się całkiem nieciekawe.
Dubicze Cerkiewne. Niewielka wioska w okolicach Hajnówki.
Sama osada jest niezbyt zajmująca, jeśli nie liczyć kilku starych, typowo podlaskich domów, nie rzucających się jednak specjalnie w oczy.
A tymczasem jest to wieś z niemałą historią. Powstała już za czasów króla Zygmunta Starego i królowej Bony, którzy mieli swoje posiadłości w okolicach Puszczy Białowieskiej. W połowie XVI w. okoliczne wsie (szczególnie Dubicze i Grabowiec) zostały wyludnione na skutek epidemii dżumy w 1653 roku i najazdu szwedzkiego w latach 1655–1657. Po odbudowie wsi, tereny te ponownie stały się areną działań wojennych wojsk rosyjskich i szwedzkich w wojnie północnej, co spowodowało nowe zniszczenia i ofiary wśród ludności.
W historii wsi zapisał się też Napoleon Bonaparte. Efektem wyprawy napoleońskiej na Rosję, było wcielenie do Cesarstwa Rosyjskiego wsi wchodzących w skład obwodu białostockiego, na mocy decyzji pokoju w Tylży w 1807 roku. Wśród mieszkańców Dubicz do dziś osoba Bonapartego budzi duże emocje. Z pokolenia na pokolenie przekazywana jest legenda o skarbie Napoleona, który w 1812 r. prawdopodobnie został ukryty gdzieś w okolicy.
Dubicze Cerkiewne, poza swą osobliwą nazwą, mają jeszcze kilka ciekawostek. Bardzo zwracają uwagę cztery obiekty usytuowane tuż obok siebie: przepiękna błękitna cerkiewka, wysoki drewniany krzyż i rzędy błękitnych krzyży obok cerkwi, kamienny pamiątkowy obelisk i stojący po sąsiedzku zabytkowy zaściankowy dworek.
Pierwsza cerkiew pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła została wzniesiona już w I połowie XVI w.
W czasie wojny szwedzko-rosyjskiej (prawdopodobnie w roku 1704) cerkiew spłonęła doszczętnie; ocalała tylko jedna ikona (Matki Bożej Opiekuńczej). Fakt ten upamiętniono zmianą wezwania parafii na „Protekcji Najświętszej Panny”. Cerkiew została odbudowana w latach 1727–1729. Kilkakrotnie remontowana, przetrwała w dobrym stanie do czasów II wojny światowej. W dniach 24–26 czerwca 1941 roku, w trakcie walk niemiecko-radzieckich niemal wszystkie domy we wsi, w tym cerkiew i zabudowania parafialne, uległy spaleniu.
Do odbudowy cerkwi przystąpiono już w 1946 roku. Podstawowe prace wykonano do 1948 roku, przy ofiarnym współudziale mieszkańców. W 1952 w cerkwi odprawiano już wszystkie nabożeństwa. 17 września 1954 definitywnie zakończono budowę nowej drewnianej świątyni. Rok później, 14 października 1955 metropolita Warszawy i całej Polski Makary dokonał konsekracji.
Obecna cerkiew nie stoi dokładnie na fundamentach poprzednich świątyń. Miejsce lokacji pierwszej cerkwi w Dubiczach upamiętnia wspomniany wcześniej wysoki drewniany krzyż, ustawiony w 1902 roku. Wszystko wskazuje na to, że ów krzyż wojenne zawieruchy przetrwał bez większych uszkodzeń.

W otoczeniu cerkwi drewnianych i kamiennych krzyży zobaczymy więcej. Z daleka sprawiają wrażenie nagrobków. Po bliższym obejrzeniu okazują się krzyżami wotywnymi, stawianymi w przeróżnych intencjach, tak charakterystycznymi dla wiary prawosławnej. Drewniane lub murowane, malowane na błękitno-biało, podobnie jak cerkiew, uroczo i malowniczo komponują się w przestrzeni.
Na skwerze, przed wejściem do cerkwi, jeszcze jedna ciekawostka. Ustawiono tu pokaźnych rozmiarów głaz narzutowy . Potwierdzona do niego tablica także upamiętnia kilkaset lat istnienia parafii prawosławnej w Dubiczach.

Tuż obok, po drugiej stronie drogi, przyciąga oczy malowniczy, ładnie utrzymany, zabytkowy dworek zaściankowy.

Obecnie mieści się w nim Izba Regionalna. Zobaczyć tam można przedmioty używane przez stulecia przez naszych przodków, zarówno użytku codziennego jak i świątecznego, zapisane nuty i melodie, zbiory fotografii.
Organizowane są tu także warsztaty, będące wiernym odtworzeniem dawnej kultury, zwyczajów i umiejętności: m.in. tkactwa, szydełkowania, robótek na drutach, wiązania na ramie.
Niestety obydwa obiekty udało nam się obejrzeć tylko z zewnątrz, trochę też i z braku czasu. Ale i tak warto było tam zajrzeć, choć na te kilka minut.
A na pewno wrócimy jeszcze na Podlasie.

Tekst i zdjęcia: Liliana Kołłątaj
Podoba Ci się ten artykuł? Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz ślad Twojej wizyty w postaci komentarza lub polubienia i zostaniesz stałym czytelnikiem tego bloga.
Możesz także zasubskrybować bloga i otrzymywać bezpośrednio na swoją skrzynkę pocztową informacje o nowych artykułach oraz o terminach spacerów historycznych i przyrodniczych, rajdów i wycieczek Klubu Globtrotera.

