
Październik bywa różny pod względem pogodowym. Na ogół jednak można liczyć na trochę słońca i ciepłych dni. Wszak to przecież właśnie na październik przypada słynna „polska złota jesień”. Dlatego często w tym właśnie miesiącu wybieramy się w góry. Tak właśnie miało być w październiku 2016 roku. Głównymi tematami jesiennego wypadu Klubu Globtrotera na Słowację w rejon tatrzański miały być jednak nie tyle góry, co zamki, muzea, skanseny i jaskinie.
I całe szczęście, że tak to właśnie zaplanowaliśmy. Pogoda bowiem zupełnie nie chciała z nami współpracować. Powiem wręcz, że tak parszywej aury nie zdarzyło mi się mieć do tej pory jesienią w tym rejonie. Podhale na nasz przyjazd pokazało na przywitanie słoneczną buzię, ale już wieczorem tego samego dnia zaczął padać deszcz. I tak padał, a chwilami lał, przeplatając się ze śniegiem, przez równe cztery dni.
Celem jednego z dni na Słowacji był skansen w Zubercu. Ciekawy, piękny i ze wszech miar godzien polecenia. O skansenie też oczywiście będzie, ale w oddzielnym artykule. Tym razem – o Jaskini Brestowskiej.


Wpadła mi w oko jeszcze przed wyjazdem i nawet zastanawiałam się, gdzie się znajduje, bo nazwa wydała mi się wcześniej nie widziana. Wtedy jednak nie sprawdziłam jej lokalizacji.
A tu – proszę. Wysiadamy z naszego busika przy skansenie w Zubercu … i co widzimy? Jaskinia Brestowska. Po sąsiedzku ze skansenem, dosłownie tuż obok.

Foto: Andrzej Dudzik. Źródło: Google Maps
Nie mieliśmy jej w planach, ale… być obok i nawet nie zajrzeć? To nie po globtrotersku. Tym bardziej, że deszcz leje jak z cebra. Wykombinowaliśmy sobie, że będzie to miła kontynuacja po zmoknięciu na terenie skansenu. Tam wreszcie nie będzie padać. Bo przecież jaskinia pod ziemią, zamknięta od góry, można powiedzieć „zadaszona”. Okazało się, że nasze oczekiwania były całkowicie błędne.

Słów kilka o samej jaskini.
Jaskinia Brestowska, jak już wcześniej wspomniałam, znajduje się w Zubercu, w słowackich Tatrach Zachodnich, na wysokości 867 m n.p.m. To zupełna nowość na mapie turystycznych atrakcji Słowacji. Bez wątpienia miejsce warte odwiedzenia.

Została udostępniona dla turystów całkiem niedawno – we wrześniu 2016 r.
To absolutne przeciwieństwo innych słowackich jaskiń, a zwłaszcza słynnej i ogromnej Demianowskiej Jaskini Wolności.

Jaskinia Brestowska to tzw. jaskinia młoda, żyjąca, tworzy jeszcze swój ostateczny kształt. Toteż szata naciekowa, która wciaż się rozwija, nie oszałamia bogactwem kształtów i barw. Nie znajdziemy tu wielu spektakularnych kolorowych stalaktyktów czy stalagmitów, choć oczywiście można zaobserwować podstawowe formy charakterystyczne dla jaskiń. Mimo to odwiedzenie tej jaskini daje dużo nietypowych przeżyć i sporo emocji.

Foto: Maroš Ševčik. Źródło: Google Maps
Czeka nas tu ciekawe ukształtowanie terenu, z dużą ilością wąskich szczelin, cieśni i zakamarków, wąskie i niskie przejścia, pomosty, metalowe stopnie, kilka stromych metalowych drabinek, wciśniętych w skalne kominy. Na samym końcu trasy dochodzimy do potoku, rozszerzającego się w niewielkie jeziorko. Jaskinia jest dziełem tego właśnie potoku, który wypływa z niej na zewnątrz.

Łączna długość jaskini wynosi 1890 metry. Dla turystów udostępniono 432 metry skalnych korytarzy. Podczas zwiedzania, które trwa około 50 min, pokonuje się 240 schodów oraz liczne drabinki i pomosty. Jaskinia nie jest oświetlona, zwiedza się ją w kaskach, z latarkami – czołówkami. To dla wielu osób dodatkowa atrakcja, bo można poczuć się jak speleolog. Warto mieć swoją porządną latarkę, bo standardowe czołówki przy kaskach dają niezbyt dużo światła.

Temperatura wewnątrz jaskini wynosi ok.5°C. Przy normalnej pogodzie jest dość sucho. Natomiast zwiedzanie w dzień deszczowy gwarantuje dodatkowe wrażenia i nieprzewidziane atrakcje. Cieknącą zewsząd woda i regularne wodospady leją się ciurkiem na głowę i plecy. Ma to jednak swój urok. Utrudnione jest wówczas także przemieszczanie się po udostępnionej ścieżce, gdyż dno robi się błotniste i śliskie. Stało się to również i naszym udziałem. Przeciwdeszczowe płaszcze i kurtki, które stanowiły od dwóch dni nasze podstawowe wyposażenie, przydały się i tutaj.
Teraz trochę informacji „technicznych” i praktycznych.
Koszt biletu normalnego to było wówczas: 8 euro; dla studentów i seniorów niewielka zniżka (bilet: 7 euro). Dla dzieci: 4 euro, z tym że wejście do jaskini dozwolone jest dla dzieci powyżej 6 roku. Być może przez te kilka lat te ceny trochę się zmieniły, ale na pewno niezbyt dużo.

Fotografować wewnątrz jaskini można bez ograniczeń, a opłata za fotografowanie zawartą jest w cenie biletu. Jednak zrobienie wewnątrz dobrych zdjęć nie jest łatwe, dlatego w tej relacji wspieram się zdjęciami innych turystów, zwłaszcza słowackich, zaczerpniętymi z Map Google.

Foto: Maroš Ševčik. Źródło: Google Maps
W dni powszednie jaskinia dostępna jest praktycznie z marszu.W sezonie w weekendy wejście warto zarezerwować .
Zwiedzanie odbywa się oczywiście wyłącznie z przewodnikiem, w grupach maksymalnie 15-osobowych, głównie w języku słowackim. A przewodnicy bardzo sympatyczni.

Na koniec jeszcze jedna uwaga. Jaskinie generalnie nie są dobrym miejscem dla osób z klaustrofobią. Brestowskiej to już jednak takim osobom nie polecam w szczególności, jak też tym, którzy nie lubią, gdy jest ciasno, ciemno, chłodno i mokro.
Warto jeszcze wspomnieć, że duży parking pomiędzy jaskinią a skansenem jest bezpłatny (a przynajmniej był w 2016 😉). Przy skansenie znajduje się także barek, karczmę, sklepik z pamiątkami i mapami oraz toalety. Cały teren otoczony jest lasem wspinającym się na łagodne zbocza gór. Jeśli zatem wybierzecie się w grupie, a ktoś nie zdecyduje się wejść do jaskini, na pewno nie będzie się nudzić.
***
Foto: własne – Liliana Kołłątaj oraz Google Maps ( Peter Lovás, Maroš Ševčik, Andrzej Dudzik i inni).

Podoba Ci się ten artykuł? Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz ślad Twojej wizyty w postaci komentarza lub polubienia i zostaniesz stałym czytelnikiem tego bloga.
Możesz także zasubskrybować bloga i otrzymywać bezpośrednio na swoją skrzynkę pocztową informacje o nowych artykułach oraz o terminach spacerów historycznych i przyrodniczych, rajdów i wycieczek Klubu Globtrotera.


2 myśli w temacie “Z DESZCZU POD RYNNĘ czyli JASKINIA BRESTOWSKA”